sobota, 8 listopada 2014

Zupa gulaszowa


Treściwa, gęsta, pikantna, aromatyczna zupa gulaszowa z czerwonym winem. Idealna propozycja na listopadowy obiad.  Taka zupa najlepiej smakuje na drugi dzień po ugotowaniu, kiedy wszystkie składniki połączą się smakowo. Właściwie to za jednym gotowaniem są dwa obiady - kolejny jeszcze smaczniejszy od poprzedniego :) Dla mnie w tej chwili to świetna opcja, bo nie mam zbyt dużo czasu na gotowanie. Rozpoczęłam pisanie pracy dyplomowej i  odnoszę nieodparte wrażenie, że tematem porwałam się jakby z lipowym patykiem na wiatrak. Ogólnie standard :P Aha, no i  do zupy dodałam kminek, bo akurat lubię, ale jeśli ktoś nie przepada, to oczywiście można zrezygnować, w końcu gotujemy pod własny gust :)

  • 500 g mięsa wołowego gulaszowego
  • 1/2 szkl. czerwonego wina wytrawnego
  • 2 łyżki smalcu
  • 2 cebule
  • 1 ząbek czosnku
  • 1 marchewka
  • 2 listki laurowe
  • 4 ziarna ziela angielskiego
  • 2 papryki
  • 1 papryczka chilli
  • kawałek pora
  • mały plaster selera
  • 1 czubata łyżka słodkiej papryki
  • 2 ziemniaki
  • 2 łyżki koncentratu pomidorowego
  • 2 pomidory
  • sól
  • pieprz
  • kminek
  • majeranek
 Mięso pokroić na kawałki o boku około 2-3 cm. Na rozgrzanym smalcu partiami obsmażyć mięso z każdej strony do zrumienienia. Cebule drobno pokroić i zeszklić na tym samym tłuszczu w którym było smażone mięso. Pod koniec dodać czosnek a potem wsypać paprykę, dokładnie wymieszać i całość dodać do mięsa. Zalać litrem wody, włożyć listki laurowe, ziele angielskie, por i seler. Posolić. Gotować około godziny. W tym czasie pokroić drobno chilli, a pomidory sparzyć, zdjąć skórkę, pokroić i dodać wszystko do zupy. Marchewkę obrać, opłukać pokroić w plasterki.  Gdy mięso będzie półmiękkie, wrzucić marchewkę i obrane, pokrojone w nieduże kawałki ziemniaki. Należy pamiętać, że wołowina dosyć długo się gotuje. Pod koniec wlać wino, odparować, doprawić solą, pieprzem, odrobiną kminku i majerankiem. 
Można również zrobić zasmażkę z łyżki masła i pół łyżki mąki, aby nieco zagęścić zupę.


I tradycyjnie muzycznie. Kawałek śląskiej kapeli, którego tekst, delikatnie określając jest dosyć niewybredny, ale muzyka świetna, a przekaz dobry ;)) Za pierwszym razem, gdy kolega to zapuścił wydawało się średnie, ale refren jest mega natrętny :)



 L.P

wtorek, 21 października 2014

Kandyzowany imbir w syropie


Witajcie! Dziś prezentuję Wam imbir kandyzowany, bez którego ja od 3 lat nie wyobrażam sobie sezonu jesienno-zimowego. Można wykorzystać go do piwa, grzanego wina, ciast, do deserów, herbaty, kawy lub jako najzwyklejsza słodko-ostra przekąska. Jest to świetny pomysł na prezent handmade, ale trzeba też uważać, bo nie każdemu odpowiada smak imbiru. Na przykład moja Mama nie może się do niego przekonać...na początku to się dziwiłam, ale gdy ostatnio wyrzuciła z łazienki peeling do rąk, bo stwierdziła, że to stary krem, który nie chce się rozsmarować, to już nic mnie dziwi :) :) :). Dobra, wracając do imbiru - możemy go przygotować w syropie albo na sucho, po uprzednim obtoczeniu w cukrze, a syrop wykorzystać do piwa, herbaty albo kawy. Osobiście wolę wersję w syropie, ale zawsze robię małe pudełko suchego i zjadam jak cukierki. Zdrowy i pyszny. Pomaga przetrawić weekendowe wiadomości pt. "Doszły mnie słuchy żeee ?!??!??" ;) ;) ;). Poważnie. Polecam bardzo!

Wg receptury David'a Lebovitz'a.


  • 150 g świeżego imbiru - u mnie były to 3 małe kłącza
  • 300 ml wody
  • 240 g cukru
  • szczypta soli
Imbir obrać, pokroić w plasterki 3-4 milimetrowe, zalać taką ilością wody, aby tylko pokrywała imbir i gotować 10-15 min od zagotowania. Czynność powtórzyć. Chodzi tu o to, aby odrobinę pozbyć się agresywnego, palącego smaku imbiru. Odcedzić.
Do garnka z grubym dnem wsypać cukier, odrobinę soli, dodać odcedzony imbir, zalać 300 ml wody i gotować na wolnym ogniu do momentu, aż cukier uzyska dosyć gęstą konsystencję. Wg receptury Lebovitza powinno się gotować do uzyskania temperatury 160 st.C. Za pierwszym razem korzystałam z termometra, a potem  robiłam na tzw. "czuja". Raz zrobicie i potem będziecie wiedzieć :). Orientacyjnie trwa to około godziny. Zbyt długo też nie można gotować, ponieważ potem w słoiku syrop zbyt szybko  nam skrystalizuje*. Po uzyskaniu odpowiedniej konsystencji należy cały imbir przełożyć do słoiczka razem z syropem, albo część imbiru nieco odcedzić i obtoczyć z cukrze i wtedy uzyskamy suchy imbir kandyzowany.  

*Podobno, aby zapobiec krystalizacji należy dodać glukozę do cukru.








L.P



sobota, 11 października 2014

Zawijana drożdżówka z cynamonem i jabłkiem


Chyba przyznacie, że w tym roku październik nas rozpieszcza. Mnóstwo słońca, dosyć wysokie temperatury, ale czuć w powietrzu już jesień. Październikowe wieczory to dobra książka (film), ciepły koc, gorąca herbata z imbirem i słodka drożdżówka - na przykład taka, jaką dziś Wam prezentuję :) Puszyste, miękkie ciasto drożdżowe, a  w nim wszędzie cynamon i jabłka. Można odrywać bułeczki lub kroić na kromki, no zupełny odlot :). To była kwestia drożdżówki. Imbir w przyszłym wpisie. Czas na kwestię lektury.  Odkąd skończył się sezon moich ulubionych "Zabójczych umysłów" pomyślałam, że wypożyczę  jakąś książkę. Pani w bibliotece z wyraźnie rysującymi się pąsami na policzkach poleciła słynne "50 twarzy Greya". Dziś skończyłam czytać i mam dosyć mieszane odczucia. Trzeba przyznać, że zbyt wysokich lotów książka to to nie jest. Sama idea ok, ale sposób przekazu, język którym została napisana już niekoniecznie. Albo mam do niej za mało lat, albo za dużo :) Któraś opcja na pewno, bo zupełnie nie rozumiem dlaczego pozycja została okrzyknięta jakimś ekstra erotykiem... dla mnie to jest dramat psychologiczny, a  mocne, bardzo szczegółowo opisane sceny erotyczne to tylko tło (hmm, sporo tego tła.. :P). Autorka stworzyła bardzo ciekawy portret psychologiczny Greya - mężczyzny, który grywa na fortepianie utwory Bacha, a w sypialni lubi bdsm. To historia nie tylko miłosna, ale także o tym, jak dzieciństwo może wpłynąć na życie i preferencje w życiu dorosłym. Więcej nie zdradzam! Do kina na pewno pójdę, nawet z samej ciekawości jak treść TAKIEJ książki przemycić w filmie. Wczoraj obejrzałam trailer - aktor w ogóle nie pasuje,  zbyt mało wyrafinowania ma w sobie, nie wiem, czy to tylko moje odczucie? Kolejną część  też chyba przeczytam, bo jestem ciekawa losów Any i Greya. Lektura lekka w czytaniu, dosyć ciekawa, więc polecić mogę. Czy Panom też? Heh, pewnie....  mogliby się sporo nauczyć :P

Ciasto:
  • 500 g mąki pszennej
  • 2 jajka
  • 25 g drożdży
  • 2,5 łyżki cukru
  • 1 łyżka cukru waniliowego
  • 60 g masła
  • 260 ml mleka
Nadzienie:
  • 125 g masła
  • 160 g cukru
  • 2 łyżki cynamonu
  • 1 jabłko
Drożdże rozetrzeć z cukrem, pozostawić na 5 min, aby upłynniły się, wlać pół szklanki ciepłego mleka, dodać łyżkę mąki, wymieszać i odczekać, aż zaczyn podwoi swoją objętość. Jajka roztrzepać z cukrem, masło rozpuścić, a pozostałe mleko podgrzać. Kiedy zaczyn urośnie wlać go mąki, dodać jajka z cukrem i wyrobić gładkie, jednolite ciasto. Troooochę to potrwa, ale obiecuję, że się opłaci :) Na koniec wyrabiania wlać ciepłe masło i znów wyrobić łyżką. Gdy będzie już odstawało od ścianek naczynia wierzch przyprószyć delikatnie mąke, przykryć ściereczką i odstawić, do momentu aż podwójnie urośnie. W tym czasie należy przygotować nadzienie. 
W garnku roztopić masło z cukrem, dodać cynamon oraz obrane i pokrojone w kostkę jabłko. Pozostawić do ostudzenia. Nadzienie nie może być gorące w czasie nakładania na ciasto, ale wskazane, aby było ciepłe.
Gdy ciasto drożdżowe będzie już gotowe należy je rozwałkować na  kształt prostokąta, rozsmarować ciepłe nadzienie cynamonowo-jabłkowe, pozostawiając po 1 cm wolnego od brzegów, zwinąć jak w roladę wzdłuż dłuższego brzegu a następnie pokroić w plastry.  Szerokość plastra to wysokość naszej całej drożdżówki. Ja zrobiłam 6 plastrów. W tortownicy wyłożonej papierem do pieczenia ułożyć plastry stroną nadzienia do góry. Pozostawić na 30-45 min do wyrośnięcia, włożyć do piekarnika nagrzanego do 190 st. C i piec około 40 min. 




 L.P

piątek, 10 października 2014

Ptysie z bitą śmietaną


Któż z nas nie pamięta ich z dzieciństwa??? Na komuniach, weselach kiedyś  to była smakowa mega bajera. Pamiętam, że robili z tego jakieś łabędzie i  inne ptaki :) Mimo i tak zbyt bujnej wyobraźni ograniczyłam się tylko do zwykłych ptysiów. Łabędzie niestety nie dla mnie :) Te prezentowane na fotografiach były przygotowywane na wrześniowe urodziny znajomej panny A. i tak minął już ponad rok, a wpisu nie było. Dziś, robiąc porządki na laptopie natknęłam się na zdjęcia i nie mogłam sobie darować publikacji :)

Proporcje na około 21 ciastek:

 Ciasto:
  • 125 g masła
  • 1 szklanka wody
  • 1 szklanka mąki pszennej
  • 4 jajka
Nadzienie:
  • 500 ml śmietanki 30%
  • 3 łyżki amaretto
  • 3-4 łyżki cukru pudru
 Wodę zagotować z masłem. Wsypać mąkę i wyrabiać aż ciasto będzie jednolite i będzie odstawać od ścianek naczynia. Ostudzić-to ważne! Następnie kolejno dodawać jajka, po każdym dokładnie miksować. Masa będzie dosyć ciężka. Teraz kwestia kształtu...Można szprycować - dla mnie niestety to zbyt dużo pieszczot :) chociaż uważam, że moje wcale źle nie wyglądają - są efektem raczej średnio kontrolowanego nawrzucania ciasta- starałam się, aby masy było w miarę po równo. Jeżeli komuś ułatwi zrobienie takich ptysiów, to mogę dodać, że nakładając łyżką formowałam coś na wzór stożków - takich kilka warstw, z tym że podstawę robiłam zawsze o mniejszej średnicy - wtedy zdecydowanie miały lepszy kształt i ładniej się formowały w trakcie pieczenia. Z podanej porcji wychodzi około 21 ptysiów wielkości jak na zdjęciu. Należy pamiętać, aby nakładając ciasto robić duże odstępy, ponieważ ciastka bardzo rosną. Piec 20 min w piekarniku nagrzanym do 190 st.C  (można stopniowo zmniejszyć temperaturę do 180 st.C, aby nie okazały się surowe w środku). Ostudzić.
Śmietankę ubić z amaretto, następnie pod koniec dodać cukier. 
Każde ciastko przekroić na pół i przełożyć bitą śmietaną.






L.P

wtorek, 30 września 2014

Chleb rosyjski z ziarnami dyni

Jak się chce, szuka się sposobów, jak się nie chce, szuka się powodów, czyli pierwszy chleb na blogu :). Jeszcze kilka miesięcy temu pisałam, że mi nie wychodzą, bo skórkę mają tak twardą, że można grać w rugby, że płaski, że coś tam... Mnóstwo prób, dużo przedsięwzięć, ale w końcu się udało :)) Czasem warto.
Przedstawiony chleb nie zawiera ani odrobiny drożdży, urósł wyłącznie na zakwasie żytnim, stąd też na pewno przypadnie amatorom pieczywa o specyficznym, kwaśnym posmaku. Bardzo długo zachowuje świeżość, a ze względu na wspomnianą dużą ilość zakwasu jest dosyć wilgotny. Korzystałam z przepisu Tatter, ale trochę zmodyfikowałam do tego co miałam akurat w domu pod ręką. Pieczony był w lipcu, stąd też i oprawa letnia zdjęć. Dziś przy niezbyt wysokich temperaturach gorąco polecam, a gdyby ktoś nie miał zakwasu lub bardzo upierał się przy drożdżach, to zapraszam po przepis na śniadaniowe bułki kukurydziane z sezamem :)


Zaczyn:
  • 50 g zakwasu żytniego
  • 150 g mąki żytniej razowej
  • 300 g wody ciepłej
Wszystkie składniki wymieszać i pozostawić na noc.

Ciasto właściwe:
  • 320 g zaczynu
  • 280 g wody
  • 480 g mąki żytniej jasnej 720
  • 10 g soli
  • pestki dyni- ilość w zależności od uznania
Do zaczynu wlać wodę, wsypać mąkę, sól, pestki i wyrobić gładkie, jednolite ciasto. Będzie dosyć lepkie, ale takie ma być. Keksówkę nasmarować oliwą, przełożyć do niej ciasto i odstawić do wyrośnięcia. U mnie trwało to około 1 godziny. Wyrośnięty chleb spryskać oliwą i włożyć do piekarnika nagrzanego do 200 st.C na kwadrans i potem zmniejszyć do 190st.C. i tak piec około 40-45 min. Po upieczeniu spryskać wodą powierzchnię chleba, aby nie była twarda, od razu wyjąć z foremki i ostudzić na kratce.






L.P

czwartek, 25 września 2014

Zapiekane naleśniki gryczane z farszem mięsno-pieczarkowym


Witajcie! Tym razem coś wytrawnego, na obiad, być może na przekąskę, a mianowicie naleśniki z mąką gryczaną z farszem z mięsa mielonego i pieczarek przyprawione kuminem i zapieczone z serem. Całość jest pyszna i bardzo dobrze komponuje się z surówką z białej kapusty. Jak najbardziej mogę zagwarantować, że jest to świetna propozycja na obiad, ponieważ danie jest bardzo sycące. 
Trochę przesadziłam z solą w samych naleśnikach, ponieważ zastanawiałam się nad bardzo ważną  kwestią słowa "lluvia". Od 4 miesięcy uczę się hiszpańskiego i zazwyczaj jak coś robię w kuchni, to włączam audiobooka i "mówię do siebie" po pseudohiszpańsku. Słyszę "lluvia" i tak myślę i myślę i solę... Słowo "lluvia" znaczy deszcz - niekwestionowana poprawność skojarzeń jak dla mnie...Nieważne. Mimo podwójnej porcji soli wyszły smakowite. Szczerze zapraszam do wypróbowania :))

Naleśniki:
  • 1/2 szkl. mąki gryczanej
  • 1/2 szkl. mąki pszennej (można zastąpić całkowicie mąką gryczaną )
  • 1 jajko
  • 3/4 szkl. mleka
  • 3/4 szkl. wody
  • sól, pieprz
Nadzienie:
  • 1/2 kg mięsa mielonego
  • 1/2 kg pieczarek
  • 1 duża cebula
  • 1 ząbek czosnku
  • 1 trójkąt serka topionego
  •  sól, pieprz
  • 1/4 łyżeczki kuminu (kminu rzymskiego)
  • 3 łyżki oliwy
Dodatkowo:
  • 150 g sera żółtego (goudy, parmezanu, mozarelli)
  • keczup (na każdy naleśnik około 2 łyżki)
Naleśniki: Jajko roztrzepać widelcem razem z mlekiem i wodą, dodać obie mąki, doprawić solą i pieprzem. Usmażyć na złoto przy niewielkiej ilości oliwy. Z powyższych proporcji  wychodzi około 4-5 naleśników.

Nadzienie: Pieczarki zetrzeć na tarce o większych oczkach. Cebule pokroić w drobną kostkę, następnie zeszklić na oliwie, pod koniec dodać czosnek przeciśnięty przez praskę. Następnie wrzucić pieczarki, potem mięso i smażyć około 10 min. Dodać serek topiony i doprawić solą, pieprzem i kuminem. Przestudzić.

Każdy naleśnik posmarować keczupem, nałożyć farsz, złożyć dwukrotnie na pół, ułożyć w żaroodpornym i posypać serem. Zapiekać w piekarniku nagrzanym do 180 st.C przez 25-30 min. Podawać z keczupem, sosem czosnkowym i surówką colesław.


Przepisem biorę udział w akcjach:


Naleśniki na 100 sposobów Naleśniki na 100 sposobów

L.P

środa, 17 września 2014

Lutenica


Lutenica lub jak kto woli ljutenica pochodzi z Bałkanów. Jest to gęsty sos przyrządzany z pieczonej papryki, bakłażana i pomidorów. Ze względu na dodatek czubrycy oraz chilli dosyć pikantny, dlatego świetnie nadaje się jako dodatek do mięs z  grilla. Umęczyłam się strasznie przy przygotowywaniu tej liutenicy :p Po pierwsze nie mogłam nigdzie dostać czubricy, w końcu i tak musiałam zamówić przez internet, a potem o mało nie dostałam szewskiej pasji przy obieraniu papryki! No myślałam, że przy tej papryce skonam. Opłacało się i to bardzo, ponieważ bardzo mi zasmakowała i w przyszłym roku zrobię na pewno więcej. Zostały mi tylko 2 słoiczki, ale te zachowam na jakiegoś majowego grilla w przyszłym roku :) Wam polecam bardzo, bakłażany są jeszcze na targu, papryki i pomidorów mnóstwo, więc można działać :)

  • 3 duże papryki czerwone
  • 1 duży bakłażan
  • 6-7 pomidorów
  • 1 papryczka chilli
  • 1 mała cebula
  • 2 łyżki octu balsamico
  • 2 łyżki cukru
  • 2-3 ząbki czosnku
  • 1 łyżka czubricy zielonej (można dać też czerwoną czubricę-ja dałam tylko zieloną ze względu na łagodniejszy smak przyprawy)
  • sól
Bakłażana przekroić na pół, ponakłuwać, spody trochę naoliwić, ułożyć razem z całymi paprykami na ruszcie i piec w piekarniku około 30 min w temp. 160st. C. Warzywa mają być miękkie, miejscami powinny mieć czarną skórkę.
Pomidory sparzyć, obrać ze skórki, wydrążyć miąższ i pokroić na kawałki. Cebulę zaszklić na oliwie, dodać przeciśnięty przez praskę czosnek i posiekaną papryczkę chilli.
Pieczone warzywa obrać ze skórki, pokroić na kawałki, dodać do cebuli, następnie wrzucić pomidory (bez miąższu) i gotować do czasu uzyskania gęstej konsystencji. Doprawić octem , solą, cukrem. Można część tak jak ja zblenderować. Pasteryzować 20 min. 



wtorek, 16 września 2014

Pleśniak z malinami



Niesamowite, jak w ciągu kilku miesięcy życie może się zmienić. Na studiach trzymałyśmy się razem. Nazywali nas 4 osiemnastki. Żadna nie wyglądała na swój wiek (do tej pory nie wygląda!). Za sobą mamy mnóstwo przesiedzianych razem godzin, gadania o wszystkim i o niczym, gro pomysłów na  życie,  litry wypitych "procentów" przez całe studia... i tak oto jedna z tej paczki została wczoraj MAMĄ : )). No fantastyczna sprawa, na maleństwo nie mogę się napatrzeć i jednocześnie uwierzyć :) . Z tej całej radości przedstawiam Wam pysznego pleśniaka z malinami :) Kruche ciasto w połączeniu z kwaśnymi owocami przełamane nutą słodyczy bezy - poezja....zapraszam :)

Proporcje na formę 20 x 20.

Ciasto:
  • 2 szkl. mąki pszennej
  • 4 żółtka
  • 200 g masła
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • szczypta soli
  • 1 cukier waniliowy
  • 2-3 łyżki cukru
Nadzienie:
  • 450 g malin
  • 2 łyżki mąki ziemniaczanej
  • 2 łyżki cukru 
Beza:
  •  4 białka
  • 3/4 szkl. cukru
  • 1 łyżka soku z cytryny
Żółtka  wymieszać widelcem z cukrem i cukrem waniliowym. Masło posiekać z mąką wymieszaną z solą, proszkiem do pieczenia  i dodać żółtka.  Połączyć z całość i podzielić na dwie części w proporcji 2/3 do 1/3. Mniejszą włożyć do zamrażarnika na około 2 godziny. Większą wyłożyć do formy posmarowanej masłem i piec około 25 min w piekarniku nagrzanym do 180-190 st. C. Spód musi być dobrze podpieczony, wręcz na złoty kolor.  Na pewno nic mu się nie stanie, nawet jeżeli później włożymy na kolejne 40-45 min. Na bank! :) 
Maliny zasypać cukrem-puszczą sok i wtedy zagęścić mąką ziemniaczaną.
Do białek dodać  sok z cytryny, ubić i pod koniec wsypać cukier. Ubijać do momentu, aż w zupełności się rozpuści.
Na podpieczony spód wyłożyć maliny a następnie bezę. Wyjąć z zamrażarnika pozostałą część ciasta i zetrzeć na tarce wprost na ubite białka. Wstawić z powrotem do piekarnika nagrzanego do 170 st. C i piec 40-45 min. Smacznego!




L.P

Przepis dodaję do akcji:


Ciacho na widelcu

środa, 10 września 2014

Ciasto z kremem waniliowym i gruszkami w karmelu


Nie wygląda, ale naprawdę smakuje bardzo dobrze. Było robione eksperymentalnie i chyba dlatego tak niedbale wyszło. Do ciasta wykorzystałam dżem gruszkowo-karmelowy, o którym pisałam w ostatnim poście i to był strzał w dziesiątkę. Niestety biszkopt piekłam w keksówce i całość jest mało reprezentatywna, bo wyszedł zbyt wysoki a do tego jeszcze pomyliłam proporcje mąki ziemniaczanej i pszennej i ...coś mu się stało (ale jest zjadliwy, wszyscy żyją!).  No cóż, na pewno jest do powtórzenia (może w formie tortu? :) ), więc kiedyś podmienię zdjęcia. Ilość poszczególnych składników podaję Wam  już na formę większą, a nie na nieszczęsną keksówkę. Powodzenia!

  • Biszkopt kakaowy z 3 jajek na formę 20x20
Krem:
  • 200 g serka homogenizowanego waniliowego
  • 200-250 g śmietany 30%
  • 2 łyżki cukru pudru
  • 1 op. śmietanfiksu
Przełożenie:
Poncz:
  • 1 szklanka mocnego naparu herbaty
  • 2 kieliszki rumu
  • 1 czubata łyżka cukru
  • 1 łyżeczka soku z cytryny

Biszkopt przekroić na 2 blaty. Składniki  ponczu dokładnie wymieszać i nasączyć obie części  biszkoptu. Polecam nasączyć dosyć dokładnie, bo gruszka lubi rum :).
Śmietanę ubić, pod koniec dodać cukier, a następnie serek. Wymieszać,wsypać śmietanfix i miksować do uzyskania zwartej konsystencji. Na biszkopcie rozsmarować dżem gruszkowo-karmelowy, wyłożyć krem i pokryć drugą częścią biszkoptu. Można polać czekoladą, nawet wskazane :)




L.P

sobota, 6 września 2014

Dżem gruszkowo-karmelowy


Czy ja muszę zachwalać jak on smakuje? :) Przepis znalazłam na Wielkim Żarciu i od razu było czuć, że to coś dobrego. Na jutro robię ciasto przełożone tym dżemem i jeśli  się uda, to na pewno na blogu niebawem  pojawi się przepis. A tymczasem zapraszam po dżem gruszkowo-karmelowy :)

Edit: I przepis na ciasto się pojawił :)  Ciasto z kremem waniliowym i gruszkami w karmelu

Podaję za autorką:
  • 8-10 gruszek
  • sok z 1 cytryny
  • 10 łyżek cukru
  • 1 szklanka wody
  • budyń o smaku toffi
Do rondla wsypać cukier i podgrzewać aż zbrązowieje. Nie mieszać, tylko zataczać naczyniem koła. Wlać 3/4 szklanki wody, sok z cytryny i obrane, pokrojone w kostkę gruszki. Zamieszać i gotować, aż karmel się rozpuści, a gruszki będą miękkie. Budyń rozmieszać z resztą wody i wlać do gruszek. Zagotować, gdy masa będzie gęsta napełniać słoiki i pasteryzować 20 min.


 L.P

czwartek, 4 września 2014

Kurczak w cieście kokosowym


Testów ciąg dalszy. Tym razem na tapecie sos chilli słodko-pikantny Tao Tao. Gdy tylko kurier mi go przywiózł,  otworzyłam butelkę, spróbowałam to  już wiedziałam do czego go wykorzystam. Toż to identyczny sos podawany do kurczaka w cieście kokosowym w ursynowskich "chińczykach" jakiego jadałam będąc na studiach. Kiedyś nie chciałam jeść takich fastfoodów, bo nie to wiadomo z czego, kto to robi... dawno temu  namówiła mnie panna K. i od tamtej pory mogłam jadać go codziennie. Mowa o kurczaku w cieście kokosowym, a właściwie kulkach z piersi kurczaka w cieście z dodatkiem wiórków kokosowych podawanych z białym ryżem na sypko, surówką colesław i sosem chilli słodko-pikantnym. Wszyscy moi znajomi maczali w sosie kawałki kurczaka, ja wolałam polać nim ryż :) Jak za kebabami nie przepadam, tak za takim a'la chińskim jadłem jak najbardziej! Tak mi się teraz przypomniała taka śmieszna sytuacja odnośnie tych chińczyków. Na ostatnim roku studiów, moją koleżankę- nazwijmy pannę X , . kawaler zaprosił na randkę. No zmówili się przy" gitarze" przy Złotych Tarasach, chyba to listopad był, ale koniec końców Kawaler zacny, nieco nierozmowny zaproponował chińczyka, gdzieś na miasto. Panna X niezadowolona trochę była, bo w zasadzie co drugi dzień go jadałyśmy, ale czego się nie robi dla randki, nie? :P Już zje, nieee? Pamiętam, godziny jeszcze  22 nie było, a Panna X wpada do mojego pokoju, już po randce,  razem z nią  zapach "smażeniny". To ja się śmieję, że chyba coś dobrego jadła, bo płaszcz pachnie smażonym kurczakiem :P   Była w chińczyku, ale nie na chińczyku, tylko na piwie w chińczyku :P. Płaszcz był nowy, tym większa rozpacz. To była ich pierwsza i ostatnia randka, więcej się nie zobaczyli (oczywiście miały wpływ również inne składowe :P). Od tamtej pory ani razu nie zamówiła "chińczyka"... :P Od nieszczęsnej randki minęło już w sumie trochę  czasu, w przyszłym tygodniu  jadę do bohaterki randki i  mam zamiar przypomnieć jej jak smakuje kurczak w cieście kokosowym. Będzie zacnie i pysznie! :)

  • pierś z kurczaka
  • 3/4 szkl. mleka
  • 1 szkl. mąki
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 2 jajka
  • płaska łyżeczka soli
  • 4 łyżki wiórków kokosowych
  • pół łyżeczki cukru
  • szczypta pieprzu
  • sos słodko-pikantny chilli-ja użyłam Tao Tao
  • olej- trudno powiedzieć ile-zależy w jakim garnku będziecie robić-ma być go tyle, aby mięso było w nim całkowicie zanurzone- jak na pączki
Mąką wymieszać z proszkiem. Jajka rozkłócić z mlekiem, połączyć z mąką. Na koniec dodać wiórki kokosowe i doprawić solą, pieprzem i cukrem. Ciasto ma być na tyle gęste, aby nie spływało z mięsa. 
Pierś z kurczaka umyć, osuszyć, pokroić w dosyć duże kawałki. Delikatnie podgotowałam mięso, aby mieć pewność, że po usmażeniu nie będzie surowe. W żaden sposób nie zmienia to smaku kurczaka w finiszowym wydaniu. Kawałki mięsa maczać w cieście i wrzucać do rozgrzanego oleju i smażyć na złoto.
Taki kurczak świetnie smakuje z sosem słodko-kwaśnym chilli, ryżem na sypko i surówką colesław.





Wpis zawiera lokowanie produktu.

 L.P

poniedziałek, 1 września 2014

Dżem jeżyn leśnych i jabłek

W sobotę pojechałam na grzyby. Wróciłam bez jednego nawet grzyba, ale za to zwiozłam kilogram dojrzałych, pachnących lasem jeżyn. Niestety na grzybach się nie znam, więc zmieniłam las i cel poszukiwawczy. Zapał był wielki, bo rok temu byłam na grzybobraniu i myślałam, że coś pamiętam... no ale nie zaryzykowałam. Może i dobrze? :))

  • 1 kg jeżyn
  • 3 jabłka średniej wielkości
  • 1,5 szkl. cukru

Jeżyny przebrać, oczyścić, opłukać, zasypać cukrem, wymieszać i  pozostawić na około godzinę. Następnie gotować na wolnym ogniu aż do rozgotowania. Na tym etapie można przetrzeć przez sitko-ja tak zrobiłam, ponieważ denerwują mnie pestki w dżemie :). Jabłka umyć, obrać, drobno pokroić i dodać do jeżyn. Gotować na wolnym ogniu aż do zgęstnienia-ja przez dwa dni gotowałam po 20 min, bo tak było mi wygodniej. Po co jabłka w dżemie jeżynowym? Po pierwsze to bogate źródło pektyn, czyli dżem szybciej zgęstnieje, a ponadto w przypadku przecierania stanowi podstawę pulpy owocowej.
Z podanych proporcji wychodzą średnio 4 małe słoiczki.





L.P

czwartek, 28 sierpnia 2014

Śliwki w winie


Do lodów (szczególnie czekoladowych :))  i deserów wyśmienite! Kiedy zjemy śliwki wino podgrzewamy, dodajemy pomarańczę i mamy rozgrzewający trunek na wieczór, czyli idealna opcja na jesień :) Polecam bardzo :)

  • 1  kg śliwek (podaję orientacyjnie, bo część owoców w czasie robienia zjadłam :P)
  •  1 l wina (dałam półsłodkie)
  • ewentualnie pół szklanki cukru
  • 3 ziarenka kardamonu
  • 1 gwiazdka anyżu
  • 1 laska cynamonu
  • 3 goździki
Śliwki umyć, osuszyć, ułożyć w litrowych słoikach. Śliwki pozostawiamy z pestkami. Podana ilość wina wystarcza na 2 słoiki, każdy po 1l. Wino zagotować z przyprawami, zalać śliwki. Szczelnie zakręcić pokrywką i pasteryzować 20 min. Gotowe na 2 tygodniach.  Przyprawienie wina jest sprawą indywidualną. Kupiłam wino półsłodkie, w trakcie przygotowywania stwierdziłam, że jednak muszę dosłodzić, ponieważ moje owoce były dosyć kwaśne. W następnej turze zrobię z winem słodkim.






































L.P

środa, 27 sierpnia 2014

Gruszki w waniliowym syropie na zimę


Do czego? Do lodów, naleśników, gofrów, ciast, tortów itp., a syrop przyda się do kompotu lub jako baza do ponczu tortowego.

  • 2 kg gruszek
  • 670 g cukru
  • 1 l wody
  • 1 cytryna
  • 1 laska wanilii lub 1 cukier waniliowy
  • goździki
 
Gruszki umyć, obrać, przekroić na pół, wydrążyć gniazda nasienne. Do szerokiego garnka wlać wodę, dodać sok z całej cytryny, wsypać cukier, cukier waniliowy. Jeżeli korzystamy z laski wanilii należy naciąć wzdłuż, wydobyć ziarna, następnie pokroić laskę na kilkucentymetrowe kawałki  i wszystko dodać do wody z cukrem. Zagotować. Wrzucić gruszki i gotować, aż będą prawie szkliste. Ważne, aby ich nie rozgotować. Do każdego słoika  (ja korzystałam z takich po 300 ml) wrzucić po 2-3 goździki, ułożyć gruszki i zalać gorącym syropem. Pasteryzować ok.15-20 min.

wtorek, 26 sierpnia 2014

Soczysta pierś z kurczaka z patelni z suszonymi pomidorami i mozarellą

 
W ubiegłym tygodniu otrzymałam paczkę od firmy Knorr z zestawem produktów do przetestowania. Hasło akcji nader frywolne: "Soczyste piersi? To możliwe!"  :D. Gdy zobaczyłam zawartość przesyłki najpierw chciałam wziąć na pierwszy ogień kostkę bulionową z czosnkiem i pietruszką, ale kuchara zmienną jest i w końcu stanęło na zwykłej rosołowej zastosowanej w połączeniu z oliwą jako marynata do kurczaka. Kostka zawsze kojarzyła mi się jako podstawa bulionu, ale jak się okazało ma szersze zastosowanie. Mięso przy takim sposobie zamarynowania jest  rzeczywiście soczyste i aromatyczne. Robi się szybko, także jest to świetne rozwiązanie dla studentów, kiedy trzeba zrobić sobie obiad w przerwie między zajęciami, a mama nie dała "słoika" :p Jest szybko, prosto i smacznie. Poniżej efekty testów.

  •  2 piersi z kurczaka
  • 1 kostka rosołowa Knorr
  • 1 kulka mozarelli
  • 100 g suszonych pomidorów
  • 3 łyżki oliwy z oliwek
  • 1 łyżeczka bułki tartej
Kostkę rozetrzeć z  oliwą i natrzeć kurczaka. Smażyć  około 15 min, obracając co jakiś czas. Pomidory i mozarellę pokroić w drobną kostkę, połączyć ze sobą dodając bułkę tartą.Tak przygotowany farsz ułożyć na mięsie. Na patelnię wlać kilka łyżek wody jednocześnie ją przykrywając. Całość odparować przez 30 sekund, aby farsz się zagrzał. Podawać z ryżem i warzywami. Smacznego!









Wpis zawiera lokowanie produktu.


Przy takiej pogodzie musi być coś pobudzającego :)



L.P

wtorek, 19 sierpnia 2014

Letni torcik z brzoskwiniami



 
Dwa lata minęło jak biczem strzelił :) Dokładnie 19 sierpnia 2012 roku  pojawił się pierwszy wpis na blogu. Pamiętam mieszkałam jeszcze wtedy w akademiku, żywiłam się wyłącznie kanapkami, swoją inwencję ograniczałam do schabowego, nie potrafiłam jeszcze współpracować ze swoją "hybrydą fotograficzną'' :p, a gdy robiłam ciastka nie musiały być kształtne i  ładne, bo przecie miały być tak "tylko do zjedzenia", krążki tortu nie musiały być dla mnie równe-wręcz mogły być krzywe, bo myślałam, że wtedy fajniej wyglądają, a rogal 1 nie wyglądał jak rogal 2...takich njuansów było naprawdę wiele. Przez te naście miesięcy nauczyłam się estetyki kulinarnej, poznałam mnóstwo nowych smaków. Gdy zakładałam bloga zastanawiałam się, czy w ogóle ktoś będzie go czytał, czy ktoś skorzysta z tych przepisów i czy ja sama będę miała na tyle dużo samozaparcia, aby tutaj pisać. Ryzyk fizyk, kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa. Pamiętam pierwsze 3 tygodnie i te emocje, gdy zobaczyłam 34 wejścia zewnętrzne w ciągu dnia. Tak, 34 :)) Było to wtedy dla mnie meeega dużo. Dziś jest Was więcej, dużo powracających i na takich najbardziej mi zależy. Od wielu osób słyszałam, że nie umiem się wypromować. Być może :) Na palcach jednej ręki zliczyłabym znajomych, którzy znają adres strony. Nie muszę mieć 6 tysięcy lajków na facebook'u, na chwilę obecną cieszę się z zacnych 26 sztuk i nie muszę dążyć do świetnego wypozycjonowania adresu w google.  Lubię to co robię, to moja prywatna odskocznia od codzienności.
Duża część z Was odwiedza mnie poszukując inspiracji smakowych, ale jak się okazało, są też tacy, którzy przybywają w poszukiwaniu sensacji i motywu do plotek. Podkreślam, że pierwotna idea blogowa była kulinarna i taka też pozostanie. 
Rocznice są najlepszą okazją do podziękowania Czytelnikom :) Dziękuję wszystkim, którzy odwiedzają moją małą kuchnię, jest to dla mnie ogromna motywacja do dalszego pisania tutaj i dzielenia się z Wami eksperymentami kulinarnymi. Ze swojej strony chciałabym obiecać większą częstotliwość i systematyczność wpisów, ale...No właśnie :P:P
Drugie urodziny to uroczystość zacna, ale wbrew pozorom nie będzie wytwornego tortu, raczej skromnie, ale bardzo smakowicie, z ostatnim już powiewem lata. Zapraszam na letni torcik z brzoskwiniami i galaretką :))

Proporcje na tortownicę fi 21 cm:

Biszkopt:
  • 3 jajka
  • pół szklanki cukru
  • pół szklanki mąki pszennej
  • pół szklanki mąki ziemniaczanej
  • pół łyżeczki proszku do pieczenia
  • 2 łyżki kakao
Krem:
  • 3 kubki jogurtu naturalnego (każdy po 180 g)
  • 200 g śmietanki 30%
  • 3 łyżki cukru
  • ekstrakt waniliowy
  • 3 łyżki żelatyny
Wierzch:
  • 2-3 brzoskwinie
  • 2 galaretki brzoskwiniowe
Jajka utrzeć z cukrem do białości. Obie mąki wymieszać z proszkiem oraz kakao i połączyć z jajkami. Piec w 160 st. C przez 25-30 min. Ostudzić.
Żelatynę zalać zimną wodą, rozpuścić, pozostawić do stężenia. Jogurty wymieszać z cukrem, a następnie żelatynę ogrzać do płynnej konsystencji. Kremówkę ubić na sztywno z olejkiem i dodać do jogurtów, wlać żelatynę. Tężejącą masę wylać na biszkopt i wstawić do lodówki. 
Obie galaretki rozpuścić w 2 szklankach wody, a brzoskwinie pokroić w cienkie plasterki, ułożyć na kremie i zalać galaretkami.







L.P

sobota, 9 sierpnia 2014

Sernik Baileys



Zbywało mi pół kilograma sera, cztery dni do terminu...myślę sobie, coś by pasowało zrobić na weekend...Chyba sernik.W ubiegłym tygodniu też był w sumie sernik-z jagodami. Nie chce mi się sernika. Zamknęłam lodówkę. Brak weny. Wróć. Jest domowy Baileys. Jest trochę czekolady. A może by taaak ...yhymm :)). 
Zrobiłam z tego co miałam pod ręką, zamiast ciastek digestive dałam zwykłe herbatniki (trudno jechać 15 km po ciastka digestive :p), a wierzch polałam gorzką czekoladą i wyszło coś fantastycznego. Określili ten sernik  "niebo w gębie".  Może być i tak! Dostałam tyle pochwał za ten sernik, jak za żadne inne ciasto :)) Podaję dalej, mam nadzieję, że i Wam będzie smakował :)

Proporcje na tortownicę fi 18.

Spód:
  • 2 opakowania herbatników po 60 g (teraz za każdym razem będę używać herbatników)
  • 50 g masła
  • 4-5 kostek czekolady gorzkiej

Masa sernikowa:
  • 0,5 kg twarogu
  • 3/4 szkl. cukru
  • 0,5 szkl. śmietanki 30%
  • 3 jajka
  • olejek waniliowy
  • 2-3 łyżki mąki ziemniaczanej
  • 1/4 szkl. likieru Baileys (przepis na domowy znajdziesz tutaj)

Wierzch:
  • 3/4 szkl. kwaśnej śmietany 12% albo 18%
  •  1/3 szkl. likieru Baileys
  • 1 czubata łyżka cukru
  • 2-3 kostki czekolady gorzkiej

 Ser zmielić 3 razy. Jajka utrzeć z cukrem, dodać twaróg. Miksować krótko, tylko do połączenia się składników. Wlać śmietankę, likier, olejek i na końcu wmieszać mąkę.

Masło roztopić razem z czekoladą delikatnie ogrzewając. Herbatniki drobno pokruszyć wałkiem. Połączyć z roztopionym masłem, dokładnie wymieszać. Wyłożyć na spód tortownicy, wylać masę serową. Sernik pieczony jest w kąpieli wodnej, tzn. że tortownicę owiniętą szczelnie folią aluminiową układa się w drugim pojemniku, do którego wlewa się gorącą wodę do około 3/4 wysokości tortownicy. Piec około 60-70 min w temperaturze 170 st.C.  Wierzch sernika powinien być delikatnie ścięty.
Gdy sernik już w piekarniku przygotowujemy warstwę wierzchnią. Śmietanę wymieszać z cukrem, połączyć z likierem Baileys. Czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej, Na 10 min przed końcem pieczenia, wyjąć sernik i wylać na niego warstwę wierzchnią ( śmietanowo-likierową) i ozdobić czekoladą. Wstawić jeszcze na dodatkowe 10 min do piekarnika, ostudzić, a następnie wstawić na całą nic do lodówki.






L.P